czwartek, 2 sierpnia 2018

Dziewiąty raz na Pol'and'rock Festival

Woodstock.
W tym roku przyjechałam w sobotę, a raczej wyjechałam w sobotę, a w Kostrzynie byłam o 1 w nocy w niedzielę. W tym roku ekipa z którą jechałam zupełnie inna niż zazwyczaj- na zeszłym Woodstocku nie znałam jeszcze nikogo z niej - jechali ze mną: Damian, Arek, Hania i Kuba. W pociągu jechali jacyś woodstockowicze, ale niewiele, mieliśmy przedział dla siebie.
Z kostrzyńskiej stacji szliśmy piechotą, jak za starych dobrych. Chyba nawet nie podstawiali autobusów jeszcze. Było zupełnie pusto, a jak zatrzymaliśmy się na papierosa pod jakimś daszkiem, bo kropiło, to wylegitymowała nas policja, czy żaden niepełnoletni nie jest przypadkiem na gigancie. Ale jak to o tej porze w Lubuskiem, było bardzo miło, bo policjanci finalnie życzyli nam miłej zabawy.
Zanim dotarliśmy na pole woodstockowe spotkaliśmy Alę szukającą swojego kolegi i posiedzieliśmy z nią. Kolejne dwie godziny szukaliśmy dobrego miejsca do rozbicia się, a zanim zrobiło się jasno, to się mocno rozpadało i schowaliśmy się razem z rzeczami pod plandeką i zostaliśmy tak do rana, rozbiliśmy się dopiero o 8. Kolejne dni mijały nam na ogarnianiu wioski, jedzenia, szczególnie że trzeba było robić wyprawy do Tesco, spacerach, rozmawianiu z ludźmi, zimnych prysznicach w upale, poznawaniu sąsiadów, raz zagraliśmy w karteczki na czoło. Zrobiliśmy lodówkę (wykopana dziura w ziemi włożona folią), zawiesiliśmy hamak, ułożyliśmy namioty, ograbilismy teren z szyszek, patyków i liści pod namioty. W Tesco Damian legitymował się jako Patryk, a Hania jako ja i zawsze dało się kupić fajki czy wino. We wtorek rano poszliśmy na warsztaty kulinarne z Lidla, gdzie produkty sponsorował Lidl, a jacyś kucharze pokazywali co i jak robić. Przed nimi ziomek opowiadał o pierwszej pomocy, a później był praktyczny test RKO na fantomach dla sześciu osób. Zgłosiłam się z Hanką i ona miała 97% skuteczności, a ja 93% - dwa najwyższe wyniki,
a takie profesjonalne kursy zalicza się od 75%. Trzeba było prowadzić resuscytację przez ledwie 3 minuty, a byłam tym naprawdę zmęczona. Na warsztatach kulinarnych robiliśmy guacamole, salsę pomidorową, tapenadę, hummus i sałatkę grecką z arbuzem. My zajęliśmy 6 miejsc z 16 dostępnych - gotowało się w parach - ja z Hanią, Błażej z Damianem, Kuba z Arkiem i karmiliśmy tym całą wioskę kolejne dwa dni dokupując tylko bułki. Po tym poszliśmy do namiotu WOŚP i tam chłopaki przeprowadzili resuscytację po kolei na spokojnie. Pogadaliśmy z kobietą z Pokojowego Patrolu i gdzieś zaczęło nam świtać, że może fajnie by było być w Pokojowym za rok.
Ale to się zobaczy. To będzie mój 10. Woodstock.
Poza tym byliśmy na warsztatach przeróżnych, bo od środy są i działają - byliśmy w fundacji walki z rakiem i malowaliśmy farbami akrylowymi po podobraziach (Damian mówi że ludzie nie kumają i mówią płótno, ale to podobrazie). Trzeba było namalować swój nałóg i jestem bardzo dumna ze swojego obrazu, zostawiłam im go na wernisaż i wrócę w sobotę po niego. Byliśmy w namiocie Pyrkonu i tam można grać w planszowki, jest nawet prawdziwy RPG i siedzą i grają niektórzy. My zrobiliśmy sobie torebki, ja z Cthulu, jednorożcem i smokiem. Obeszlismy wszystko, porobilismy quizy w Otwartych Klatkach i Vivie, wygrałam różne gadżety, byliśmy na dwugodzinnym świetnym stand upie i okazało się że znani są ci komicy ale nie znałam po nazwiskach. Wszyscy byli przeswietni. Po tym poszliśmy do Krysznowcow chwalić boga czy tam bogów tańcem i spiewem, a później zjeść przepyszne żarcie od Kryszny. Podpisaliśmy parę ważnych petycji. Bylismy w namiocie #sexed gdzie udzieliliśmy krótkiego wywiadu - ja i Damian, o seksie. W tolerado robiło się kartki o tolerancji. A i jeszcze poszliśmy poznać podstawy esperanto, fajna sprawa. Przed nami spotkanie z Barcisiem, rozpoczęcie Woodstocku, wspinaczka po skrzynkach do piwa, zawody sumo na wózkach do rugby, wspinaczka linowa od Greenpeace, wielki twister i mnóstwo innych. Wioskę mamy bardzo spoko, podjeżdżali się przecudowni ludzie, sąsiedzi też są spoko, poza jednymi chujami, którzy wbili się naszym sąsiadom zajmując kawałek ich wioski.
Uwielbiam ten festiwal też za to, ze spotykam tu ludzi, których lubię, w jednym miejscu i totalnie na luzie, bez obowiązków i spin, deadlinow i terminow. Pójdzie się to pójdzie gdzieś, a nie to nie.
Nikogo nie obchodzi jak wygląda. Ludzie sa kolorowi i uśmiechnięci, nieważne czy prawnicy, policjanci, doktoranci fizyki czy licealiści. Czas tu inaczej płynie i każdy się zgodzi. Tak szybko bo tak przyjemnie. Zaraz się Woodstock skonczy.
Słońce daje w banię, dobrze że zimnej wody jest tu pod dostatkiem, a do dwóch napojów dają kubek lodu gratis. Pije fuzetea z lodem, słucham Barcisia, a zaraz rozpoczęcie Woodstocku! Ciekawe czy uda mi się zrobić połowę z tego co chce tym razem. Enjoy!























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz